środa, 25 listopada 2015

dom jedwabny

Ja nigdy nie podchodzę sceptycznie do czegoś co ma w nazwie/opisie/fabule Sherlocka Holmesa. Byłem naprawdę szczęśliwy kiedy kupiłem tą książkę. Pomyślałem sobie, że z zamiłowania do tego najlepszego wszech czasów detektywa coś o niej napiszę. Nie chcę wam zdradzać szczegółów, bo byłoby to z mojej strony co najmniej niemiłe. 

Nigdy wcześniej nie spotkałem się z żadnym dziełem Anthony'ego Horowitza i jestem bardzo zaskoczony jego pisaniem. To jak John Watson relacjonuje wszystko, jako oddany kronikarz Holmesa, jest cudowne. Nie było chwili, w której nawet opisy pomieszczeń byłby nudne. Choć nie do końca jestem pewny czy to na pewno wina pisarza, czy może moje spojrzenie na Sherlocka już nie jest trzeźwe i zapewne już nie będzie. 



Gdybym miał wam choć nakreślić o czym mówi zagadka opisana w tej części, z czystym sumieniem mówię nie da się. Wszystko jest tak skomplikowane, że po mimo swojej sympatii do rozwiązywania zagadek wraz z Holmesem to nie spodziewałem się rozwiązania sprawy. Masa dziwnych połączeń, pełno niebezpieczeństw, a ponadto ciągle towarzysząca myśli "i co teraz będzie?" W pewnym momencie byłem przerażony. Holmesa jeszcze nigdy nie spotkały takie przeciwności, a John zdradza tutaj sekret, o którym nawet sam Sherlock nie wie. Z całego mojego, detektywistycznego serduszka mówię. Warto. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz