piątek, 1 lipca 2016

jedna książka potrafi zmienić życie

Byłem na bardzo wartościowym spotkaniu. Moja wychowawczyni dostała propozycję spotkania się z Jackiem Rozenkiem w ramach jakiejś kulturowej akcji. Ów pan miał nam opowiedzieć o dzielnicy swojego dzieciństwa, czyli warszawskiej Pradze. Byłem do tego nastawiony dość sceptycznie. Przecież krążą pogłoski, że większość aktorów czy innych celebrytów nie uważa się za przyjemnych ludzi. I może Pan Jacek jest osobą, w której głosie można dostrzec nutkę wyższości, ale okazał się bardzo wartościowym i zabawnym facetem, dlatego pomyślałem, że chcielibyście poczytać choć trochę z tego co nam opowiadał.

Bazar Różyckiego


Spotkaliśmy się na Bazarze Różyckiego. Spóźnił się. Stanęliśmy przy jednym z zamkniętych "sklepów" i zaczął swoją opowieść. Kiedy był mały i chodził na wagary (co zgrabnie zastąpił "kiedy przychodziłem tu czytać Herberta") na betonowym podeście, dwóch mężczyzn stawiało stół i grali w kości. Ludzie, którzy przyjeżdżali zza Warszawy, żeby sprzedać tu swoje warzywa zarobione pieniądze stawiali w grze, będąc pewni, że dorobią się więcej i wrócą dumni do domu. Była zasada, kiedy stawiało się dziesięć, dwadzieścia złoty, zawsze kostka była pod wskazanym kubeczkiem, co przynosiło zyski. Jednak gdy stawiało się sto złoty, mężczyzna, który prowadził grę wysuwał małym palcem kostkę spod jednego kubeczka, z kolei drugą dłonią wsuwał pod inny kubeczek. Gra zawsze kończyła się przegraną i bijatyką.

Pominę raczej wszystkie rozmowy pomiędzy historiami, bo wyglądały one mniej więcej tak, że Rozenek rzucał zabawnymi żartami, a nawet rozmawialiśmy z nim o sukienkach. Niestety jego żarty nie były dla wszystkich zabawne, bo moja klasa zalicza się do ludzi z małym dystansem do siebie.

Kolejnym miejscem, przy którym się zatrzymaliśmy był stary pawilon. Kiedy Rozenek był nastolatkiem, koledzy opowiadali mu (bo on oczywiście uczył się wierszy Herberta), że w tamtym miejscu był sklep z rzeczami erotycznymi. Był to jedyny taki sklep w całej Warszawie. Młodzi chłopcy mieli w zwyczaju udawać, że upadła im jakaś moneta tylko po to, by zajrzeć pod kotarę i zerknąć na okładki gazet. Starsi mężczyźni wydawali swoje ostatnie pieniądze na niemieckie czasopisma.

Na Bazarze Różyckiego, kiedyś można było kupić wszystko. Nie było to miejsce takie jak dziś, gdzie sprzedają suknie ślubne, sprowadzane z zagranicy skarpetki czy tanią biżuterię. Przy wyjściu znajdowała się budka, w której sprzedawali flaczki z kieliszkiem wódki. I były to podobno najlepsze flaczki w całej Warszawie. Jeżeli byłeś stałym klientem mogłeś dostać nawet dwa kieliszki wódki. A kiedy przynależałeś do tej praskiej społeczności, mogłeś powiedzieć, że zapłacisz za posiłek za tydzień.

Wyszliśmy z bazaru i zatrzymaliśmy się na zwyczajnej ulicy. Rozenek spojrzał na jeden z balkonów i zaczął kolejną opowieść. Miał 14 lat, kiedy z domu zginął mu telewizor. Mimo tego jego "znajomi" byli z tym faktem, jak to powiedział "bardzo okej", bo sami ten telewizor zabrali. Jednak on "nie był z tym okej" więc złapali go za nogi i wywiesili za balkon. Chcieli trzymać go tak dopóki nie podzieli ich zdania. Jednak on się nie ugiął. Przyznał się, że czuł się wtedy bardzo męsko, że mimo groźby śmierci nadal był na nie i żałował tylko, że nie przechodziła tamtędy jakaś księżniczka, która mogła dostrzec jego bohaterstwo.

Weszliśmy na jedno z jakichś podwórek, byśmy mogli zobaczyć jak to wygląda od środka. Cóż, zwykle zaniedbane podwórko, pełne samochodów i śmieci. Może różniło się tym, że w rogu za ogrodzeniem stała kapliczka. Opowiedział nam jak był na takim podwórku, na spacerze ze swoim 4 miesięcznym kuzynem. Bujał wózkiem, bo dziecko płakało. No i pech chciał, że kuzyn wypadł z wózka. Mówił, że nie da się zapomnieć tego dźwięku, jak czteromiesięczne dziecko upada na beton. Nagle stało się bardzo ciche, więc powiedział bratu/wujkowi (tutaj nie jestem pewny), że dziecko śpi. Przyznał nam się wtedy, że siedział przy takiej kapliczce i modlił się, by jego kuzyn nie umarł, a jeżeli już to przynajmniej dwa dni później, żeby nikt nie połączył tego faktu z tym spacerem.

Zaczęła się burza. Schowaliśmy się w bramie. I zaczęła się ta bardziej nieprzyjemna część. Chociaż końcówka jest bardzo motywująca!

Dzielnica Praga jest teraz dość niebezpiecznym miejsce, wtedy była o wiele bardziej niebezpieczna. Pan Jacek był świadkiem bardzo wielu nieprzyjemnych rzeczy. "Widziałem zwierzęcy strach w oczach tego trzydziestoletniego mężczyzny, który uciekał przed grupą czternastoletnich chłopców!"

Był też mężczyzna, który w jednym z praskich parków gwałcił kobiety. Z każdym gwałtem robił sobie nacięcie na rękach. Jego ręce od ramion pod nadgarstki były całe w bliznach. Nie krył się z tym, był dumny z tego co robił.

Kobieta, która w młodym wieku została prostytutką wsiadła do "taksówki". Kiedy była na miejscu, kierowca zarzucił jej, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy za przejazd. Kobieta zamordowała go, pocięła na kawałki i ukryła jego ciało. Dostała 25 lat więzienia, a kiedy z niego wyszła znów kogoś zamordowała.

W pewnym momencie padło pytanie:
"Co się stało, że odciąłeś się od tego miejsca? Jak to się stało, że jesteś teraz w tym miejscu?"

Odpowiedział, że pewnego razu ojciec dał mu książkę. "Tomek w krainie kangurów." Nie był przekonany co do czytania. Ale tata powiedział mu, że przeczytał chociaż dziesięć stron, nie spodoba mu się to trudno. Jednak, kiedy zaczął czytać nie przestał do momentu, kiedy nie skończył. I wiecie co? Ta jedna książka zmieniła jego życia. Czytał potem wszystko co wpadło mu w ręce, nawet książki o fizyce, nie obchodziły go tematy, ważne było to, że miał co czytać. Podjął decyzję, że musi uwolnić się od tego miejsca. Kiedy poszedł na studia okazało się, że ma przeczytane 90% literatury, którą znali jego egzaminatorzy.
Ale słowa, które najbardziej zapamiętałem z całej tej wycieczki padły na końcu.
I chciałbym, żebyście je zapamiętali. Żeby być szczęśliwym potrzebne jest marzenie i bratnia dusza, bo jeśli to wszystko masz to jest zajebiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz